Ja, BMI i ludzie
Zawsze byłam drobniutka, malutka. Aktywność fizyczna była przyjemnością. Nigdy z własnej woli nie rezygnowałam z wf. Kochałam i kocham sport. Ale uwielbiam też słodycze.
W czwartej i piątej klasie miałam tyle zajęć sportowych i ogólnie dodatkowych, że nie przytyłam nawet jak zjadałam po trzy batony dziennie, albo całą paczkę czipsów.
Ale w szóstej klasie miałam dwie kontuzje i nie mogłam ćwiczyć. Szybko przytyłam cztery kilo! Do wzrostu 1, 55 ważyłam 48 kg! Byłam na siebie wściekła i postanowiłam schudnąć, chociaż nikt mi nie mówił, że jestem gruba. Nie miałam bardzo chudych koleżanek, więc nie miałam kompleksów.
Co spowodowało, że postanowiłam zrzucić zbędne kilogramy?
Przyczyny były dwie. Po pierwsze jak wcześniej pisałam, kocham sport. A moją ulubioną dyscypliną do oglądania są skoki narciarskie. Jak powszechnie wiadomo, tam zawodnicy balansują na cienkiej granicy niedowagi z anoreksją. W szóstej klasie ( sezon 2014/2015) skoczkom zaczęło gorzej iść. I się okazało, że dwójka z nich jest minimalnie za ciężka. Byłam bardzo zdziwiona. Zaczęłam się im przyglądać i byłam rozczarowana. Przynajmniej jeden z nich zapowiadał się świetnie, więc co się stało?
Gdy to zauważyłam, zaczęłam przyglądać się sobie. Miałam trochę za dużo tłuszczu na brzuchu i udach. Nie cierpiałam chodzić w leginsach, bo czułam się jak worek mąki. Postanowiłam coś z tym zrobić.
Drugim powodem było to, że w biegach nie odnosiłam takich czasów co poprzednio. Moje koleżanki robiły postępy, a ja nie. A przecież nigdy nie mogłam być ta gorsza. To był ten drugi powód.
Dieta cud, a gdzie głód?
Po skończonej drugiej kontuzji zaczęłam chodzić, na lekko atletykę. I to było już coś. Wieczorem robiłam 25 brzuszków codziennie, ale kluczem do sukcesu było odłożenie cukru od herbaty. Schudłam 2 kilo, a na początku pierwszej gimnazjum schudłam kolejne 2! Ale ile można bez słodyczy. Na wyjeździe integracyjnym jest szczególnie trudne i trochę mi się przytyło... do tego później święta i łatwo się domyślić co dalej. Nie wchodziłam wtedy na wagę, bo się po prostu bałam.
Zaczęłam wchodzić na różne strony, fora. Zamieniłam ziemniaki (z przyjemnością) na ryż i kasze. Zamiast batonów jadłam lody... tak, tak one też pomogły. Zamiast masła, musztarda do szynki. Nie byłam głodna, wręcz przeciwnie.
. Teraz mam 1, 60 i ważę 45.8 kilo. Jestem w miarę zadowolona. Ale mimo, że moje BMI wynosi 17,9... to czuję się grubo... Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że u nas w klasie są dwie bardzo wysokie i szczupłe dziewczyny... Nie wiem co dalej. Jeżeli schudnę do wymarzonych 43 kilo to będę miała bardzo poważną niedowagę.
A na koniec o społeczeństwie.
Mam koleżankę w klasie waży tyle ile powinna. Mieści się w BMI, ale moim zdaniem wygląda jak wypchany worek. Nie ma widocznych fałdek, ale w leginsach nie wygląda dobrze. Powinna nosić dżinsy, ale ona ich nie lubi, bo są ,, niewygodne".
Druga z moich koleżanek już dawno się poddała. ma 1,58 m wzrostu i waży 50 kg, ale nie zamierza nic z tym robić.
A na koniec 3 przypadek. Jest dziewczyna o rok młodsza niż ja. Jest ładna, tak zawsze uśmiechnięta blondyneczka. Ale ma mały problem. Swoją wagę. Nie wiem ile waży i ile ma wzrostu, ale jej brzuch jest bardzo wystający. Próbowałam jej to kiedyś powiedzieć, ale ona się obraziła i koniec rozmowy. Nie wracałam do tego. Boję się, nie chcę stracić jej jako koleżanki, Wiem, że by się to stało, bo nasza wspólna koleżanka jej to powiedziała i się do siebie nie odzywają.
Podsumowując
( Tak wiem jak w szkole, ale ćwiczę teraz rozprawkę na polskim) Uważam, że BMI nie może być dla nas wyznacznikiem, bo możemy się czuć dobrze z BMI 20 i źle z 17,9...
Wiem, że to co pisze pewnie jest pozbawione sensu, ale coś mnie tak dzisiaj naszło...
Miśka